Mówi się, że źródłem prawdziwego piękna jest nasze wnętrze, że nie szata zdobi człowieka, i że najważniejsze jest to co „w środku”. Mamy tu oczywiście na myśli naszą osobowość, charakter i wszystkie te cechy, które czynią z nas urocze istoty. Ale czy tylko? Czy na usposobieniu należy zamknąć ten wątek? Otóż nie. A interpretacja tego popularnego stwierdzenia jest prawdziwa również na innych poziomach.

Wiemy, że emocje budują środowisko w naszym organizmie. Te pozytywne pielęgnują ład i harmonie, podtrzymując wewnętrzną równowagę, a te negatywne prowadzą do rozregulowania i uderzają w organy, powodując naruszenie prawidłowej fizjologii.

Odwołując się do tradycji Medycyny Chińskiej, konkretne emocje możemy przyparządkować konkretnym narządom wewnętrznym. I tak na przykład gniew, frustracja, czy irytacja, przypisane są Wątrobie (oraz Woreczkowi Żółciowemu), która w znacznym stopniu ucierpi, jeżeli miotają nami wyżej wymienione.

Mogą one spowodować zastój krwi Wątroby, jej przegrzanie, lub inne zaburzenia, manifestujące się później chociażby w znanym skądinąd Zespole Napięcia Przedmiesiączkowego.

Patrząc z drugiej strony, niewłaściwie funkcjonujaca Wątroba zacznie prędzej czy później „prowokować” te same uczucia, robiąc z nas poddenerwowane i wiecznie napięte bomby zegarowe.

Inny przykład – Śledziona. Wraz z Żołądkiem nie znosi nadmiernego rozmyślania i zamartwiania się. Nieustanne „trawienie” w głowie minionych wydarzeń to prosta droga do nabawienia się niedoborów, a wraz z nimi chronicznego zmęczenia, biegunek, słabego apetytu, retencji wody (obrzęków), opadania narządów, żylaków, hemoroidów…

Podobnie ma się rzecz z pozostałymi. Nerki (i powiązany z nimi Pęcherz Moczowy) osłabia strach oraz pesymizm, Płuca (i Jelito Grube) nadmierna obawa o przyszłość, a Serce (Jelito Cienkie) – żal i smutek.

Widzimy więc, że to jaką mamy naturę będzie w dużej mierze warunkowało nasze zdrowie, a i w drugą stronę – nasza kondycja może manifestować się poprzez naszą emocjonalność. Warto dlatego zadbać zarówno o jedną jak i drugą sferę, aby efekt był rzeczywiście zadowalający i trwały.

Zdrowie naszego wnętrza to jednak nie tylko zdrowie emocji (i odwrotnie), ale także jakość naszej „oprawy”. Zmarszczki, worki pod oczami, cellulit, opuchnięte nogi, oponka wokół brzucha, siwiejące i wypadające włosy, łamliwe paznokcie, opadające narządy…to również sygnały ze środka.

Deficyt Krwi i Płynów jest bezpośrednią przyczyną „niedożywienia” tkanek i „wysuszenia” skóry; problemy ze Śledzioną uniemożliwią prawidłową dystrybucję i odprowadzanie płynów (obrzęki, „oponki”), utrzymanie organów we właściwej pozycji (wypadanie odbytu, hemoroidy, żylaki), a także upośledzą ogólnie pojęty metabolizm (nadwaga, cellulit); niedoborowe Nerki będą manifestowały się w kondycji włosów i zębów, a jakość Wątroby w mięśniach i paznokciach.

Idąc tą ściażką rozważań można więc łatwo stwierdzić, że wszelkie próby ratowania urody z zewnątrz, niechby i nawet najdroższymi zabiegami czy kosmetykami, nie przyniosą pożądanych efektów, jeżeli najpierw nie uporamy się z problemem od środka.

Odpowiednia dieta (i bynajmniej nie mam tu na myśli surówek z jogurtami), właściwie dobrane zioła i suplementy, a także łagodne ćwiczenia (typu joga, pilates) oraz terapie wspierające fizjologię organizmu (masaże, akupunktura, moksa) to najlepsza inwestycja w siebie na wszystkich poziomach – od środka na zewnątrz.